Poszłam wczoraj późno spać. Położyłam się na materacu koło dwuletniej dziewczynki. Jej kształtna okrągła, krótko ostrzyżona główka w ciemnościach wyglądała jak wynurzająca się spod kołdry postać Kacperka z bajki o dobrym duszku. Główka kiwnęła się kilka razy, by spocząć na mojej klatce piersiowej i znieruchomieć.
Nos miałam przy jej włoskach. Poczułam zapach jakiegoś przedpotopowego ciasta z dzieciństwa, słodyczy z festynu przykościelnego (a może przyszkolnego? rolniczego? na wiele z nich zabierali nas rodzice), zaraz potem lekarstwa, jakie brałam, chorując w dzieciństwie na zapalenie zatok. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na tę nocną podróż sentymentalną, którą prowadziły mnie zapachy z innego świata.
Świat ten nazywa się aura śpiącego dziecka, jedno z najbardziej niesamowitych zjawisk, jakich… jeszcze nie ogarniam. Jakie to moje maleństwo szczodre, że na chwilę pozwoliło mi tam wejść i poczuć tę magię, tę niezwykłą drogę w czasie i przez cały czas.
Cudne:):):) Przywołało wspomnienia minionych dawno lat…..
Jej chyba muszę napisać o zapachu chust!
Ale masz rację z tym zapachem, jak karmię i głowa mojej córeczki jest blisko mojej twarzy to kocham się zaciągać tym zapachem
oj,taka chusta,w której dużo noszone jest dziecko,musi pachnieć cudnie!!!
Moja Niunia jeszcze za mała, żebym dosięgała do jej główki, poza tym włosów brak, ale piszesz o tym w tak magiczny sposób, że nie mogę się doczekać tej podróży w czasie wraz z moją córeczką!:)
Wow! Mnie to nie spotkało. Ale się łapię na tym, że wchodząc do pokoju dziecka jak go tam nie ma to i tak czuję ten zapach. Zapach mojego dziecka. Tak samo na ubrankach. Ba! nawet czasem mój nos pamięta już ten zapach. I myśląc o niej automatycznie mi go przywołuje.
Moje najpiękniejsze wspomnienia są zawsze zapachowe